Brawo Ministerstwo Finansów!
Czy z Almanzorem dziś coś nie tak, że się z działania z tej uciskającej nas biurokracji cieszy? Aparat ściągania podatków od tysięcy lat, wzbudzał zasłużona niechęć poddanych. Nawet, kiedy pobierany podatek był zaledwie dziesięciną. Z czego więc teraz powód ma być do radości?
Zacznijmy od pytania czy osoba kontaktująca się z polskim Urzędem państwowym, wysyłająca tam pismo lub podanie powinna być przy tym upokarzana przez traktowanie jej jako potencjalnego oszusta? Czy składając w Urzędzie lub nadając listem poleconym pismo do Urzędu obywatel winien być legitymowany lub kontrolowany w inny sposób? Czy musi on przedtem urzędowo i profesjonalne uwierzytelniać swój podpis i treść podpisanego przez niego pisma?
Rozsądny człowiek słysząc o takich pomysłach brzydko by zapewne pomyślał o ich autorze, może stuknąłby wymownie w czoło. Ale czy każdy? Od kilkunastu już lat coraz bardziej popularna jest w naszym społeczeństwie elektroniczna forma przekazywania i publikowania informacji. Wielki to walor Internetu. Ale też od kilkunastu też lat dużym problemem jest internetowy kontakt obywateli z państwowymi urzędami. Gdzie tego przyczyna? Za uregulowanie internetowych kontaktów obywateli z państwowymi urzędami wziął się kiedyś nasz Ustawodawca. I co z tego wyszło?
11 października 2001, w Pałacu Prezydenckim prezydent RPAleksander Kwaśniewskiuroczyście podpisał ustawę z 18 września 2001 r. o podpisie elektronicznym. Dla złożenia podpisu prezydent Kwaśniewski użył swojego podpisu elektronicznego. Przy tej czynności był instruowany przezYanna Gontarda - ówczesnego prezesa TP Internet, który wyposażył też pana Prezydenta w stosowne gadżety marki "Signet".
Scena ta wygląda jednak jak pokaz cyrkowy. Konia z rzędem temu kto wskaże teraz gdzieś tę ustawę wraz z jej elektronicznym podpisem i umożliwi dokonanie wymaganej ustawą weryfikacji tego podpisu. Konia z dwoma rzędami dla tego, kto wskaże jeszcze jakąś inną obowiązującą w Polsce ustawę podpisaną elektronicznie przez tamtego lub obecnego Prezydenta i jej prezydencki elektroniczny podpis poprawnie zweryfikuje.
Cała para poszła w gwizdek! :o)
Ustawa weszła w życie. Definiuje ona bizantyjską i kosztowną dla jej potencjalnego użytkownika strukturę urzędów mających stać na straży podpisywania przez petentów dokumentów elektronicznych i określa formę z nich korzystania.
„Poznacie ich po ich owocach. … Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców” (Mt7,16-18).
Czy była ta ustawa potrzebna? Czy dała ona komuś dobre owoce? Jak to sprawdzić? Spójrzmy na jej ponad siedmioletnie owoce!
Odpowiednio dla potrzeb ustawy o podpisie elektronicznym wprowadzone zostały zmiany do kodeksu postępowania administracyjnego. Artykuł 63 kpa wprawdzie informuje, że: „Podania (żądania, wyjaśnienia, odwołania, zażalenia) mogą być wnoszone pisemnie, telegraficznie lub za pomocą dalekopisu, telefaksu, poczty elektronicznej albo za pomocą formularza umieszczonego na stronie internetowej właściwego organu administracji publicznej, umożliwiającego wprowadzenie danych do systemu teleinformatycznego tego organu, a także ustnie do protokołu.”
Dla pism przekazywanych konwencjonalnie kpa nie podaje żadnych rygorów wiążących nadawcę dokumentu. Bez ograniczeń umożliwia korzystanie z dalekopisów i telefaksów. Kpa wymaga tylko od urzędowego pismawskazanie w nim osoby, od której pochodzi i jej adresu.
Kpa pozwala obywatelowi dokumenty „wnosić” do urzędów również pocztą elektroniczną. Jednak dla internetowej komunikacji obywatela z urzędami ustawodawca wprowadza w kpa ostry rygor. Według kpa pismo dostarczane elektronicznie „powinno:
-
być opatrzone bezpiecznym podpisem elektronicznymweryfikowanym za pomocą ważnego kwalifikowanego certyfikatu, przy zachowaniu zasad przewidzianych w przepisach o podpisie elektronicznym, oraz
-
zawierać dane w ustalonym formacie, zawarte we wzorze podania określonym w odrębnych przepisach, jeżeli te przepisy nakazują wnoszenie podań według określonego wzoru.”
Te wyszukane i nierównoprawne wobec konwencjonalnie przesyłanych pism regulacje jakie wprowadziła ustawa o podpisie elektronicznym i Kpa powodują, że wyrazy „bezpieczny podpis elektroniczny” i „kwalifikowany certyfikat” kosztują obecnie od 200 do ponad 300 złotych. Wymagane jest ich coroczne ponowne opłacanie kwotą od około 100 złotych. Ile razy średnio w roku przeciętny obywatel kontaktuje się z urzędami państwowymi? Raz? Dwa? Może czasem cztery razy. Wychodzi z tego koszt haraczu jaki musiałby płacić każdy chcący zgodnie z polskim prawem skorzystać i internetowej formy komunikacji z urzędami od kilkudziesięciu do kilkuset złotych za jedno elektronicznie złożone do urzędu państwowego pismo.
Czy polski ustawodawca stosując te inteligentnie wyglądające wyrazy chciał sprawić wrażenie nowoczesności czy też dbał o zapewnienie klientów dla prowadzonych, mordo ty moja, interesów? Nie wiem. Zapisy te są martwe. Urzędy państwowe nie wykonały w bardzo długich wyznaczonych im terminach narzuconych im w ustawie z 2001 roku rygorów, chociaż ustawodawca pisał, że „w terminie 4 lat od dnia wejścia w życie ustawy organy władzy publicznej umożliwią odbiorcom usług certyfikacyjnych wnoszenie podań i wniosków oraz innych czynności w postaci elektronicznej, w przypadkach gdy przepisy prawa wymagają składania ich w określonej formie lub według określonego wzoru.”
I co? Czy organy władzy publicznej to umożliwiły? Chyba nie wszystkie. Stało się komuś coś złego z tego powodu? Też chyba nie. Ustawodawca, dbając o korzyści z wystawiania certyfikatów kwalifikowanych nie zauważył, że nawet dla dobra tylko swoich urzędów elektroniczna forma prowadzenia korespondencji powinna była być mniej pracochłonna i mniej kosztowna w obróbce niż forma istniejąca. Warto też zauważyć, że ograniczanie możliwości stosowania elektronicznej formy korespondencji potanianiu działalności nie służy. Ale czy ustawodawca o to się martwi? Za co my mu płacimy?
Do połowy lipca 800 tysięcy małych i średnich firm musi wydać po 400 zł. Powód? Nie wyszło wdrożenie podpisu elektronicznego, więc teraz usiłują go upowszechnić na siłę.
Czy ustawa o podpisie elektronicznym, której kolejna wersja już powstaje, jest komukolwiek potrzebna? Podpis elektroniczny jaki polski ustawodawca zażyczył sobie dla "wnoszenia podań, żądań, wyjaśnień, odwołań, zażaleń" został obwarowany rygorami równoważnymi dla notarialnych poświadczeń dokumentów. Naraża to korzystającego na ponoszenie niepotrzebnie wysokich kosztów. Wydaje się też, że przepisy prawne sformułowano tak, żeby utrudnić a praktycznie uniemożliwić używanie dostępnych technik podpisu elektronicznego i szyfrowania treści dokumentów elektronicznych korzystających z otwartego bezpłatnego lub niewiele kosztującego oprogramowania opartego na PGP.
Czy ustawa o podpisie elektronicznym zrodziła jakieś dobre owoce? Chyba nie. Życie pokazało, ze uwierzytelnienie w Internecie nie potrzebuje istnienia hierarchicznych i kosztownych dla użytkownika urzędów certyfikujących. System uwierzytelnień internautów jaki promuje polska ustawa o podpisie elektronicznym chyba dostatecznie w czasie ubiegłych siedmiu lat wykazał swoją bezużyteczność.
Bez korzystania z tej ustawy każdy, jako tako rozgarnięty, człowiek w Polsce uwierzytelnia się poprzez Internet na co dzień w banku, może dokonywać zakupów, dysponuje swym majątkiem. Rygory związane z kwalifikowanym podpisem elektronicznym i z urzędami do uwierzytelnień podpisów elektronicznych nie są ani jemu ani bankom potrzebne. Proste systemy uwierzytelniania korespondentów powszechne są stosowane na coraz liczniejszych blogach i na forach internetowych.
Wróćmy do tytułu tekstu. Po kilkunastu latach od rozpowszechnienia u nas dostępu do Internetu, po ponad siedmiu latach od ustawy o podpisie elektronicznym, 10.kwietnia 2009, Ministerstwo Finansów opublikowało elektroniczny formularz oraz specjalny program dla wypełniania i zgłaszania deklaracji podatkowej wprost z domowego komputera drogą elektroniczną bez potrzeby używania przy tym kwalifikowanego podpisu elektronicznego.
Kto się dotąd nie pospieszył z wysłaniem deklaracji podatkowej może się nim trochę pobawić. Uprzedzam, że wypełnienie i wysłanie tego formularza wymaga trochę zawziętości. Uwierzytelnienie nadawcy dokonane jest w bardzo sprytny sposób. Wydaje się, że rozszerzenie tej weryfikacji o potwierdzenie konta mailowego nadawcy byłoby dla obu stron kontaktu użyteczne.
Polski Urząd podatkowy należy pochwalić, bo złamał wreszcie idiotyczny zapis artykułu 63 § 3a. kpa, który blokował możliwość kontaktu obywateli z urzędami. Brawo za zwalczenie tej głupoty. Wykonawca systemu chwali się, że użył na to dotację z Eurounii. Też brawo. Przynajmniej część naszych pieniędzy odprowadzanych do unijnego budżetu się nie zmarnowała..
A dla kontaktu z innymi polskimi urzędami polecam wypróbowaną przez Almanzora metodę elektronicznego kontaktowania się z Urzędami bez potrzeby zakupu kwalifikowanego certyfikatu i odpowiednich akcesoriów. Wystarczy zainstalować sobie usługę mail2fax i wysyłać ze swojego kompa maile do urzędowego faksa. :o)
Komentarze