Od jakiegoś czasu spłynęła na mnie niemoc psychiczna. Miałem zamiar jubileuszową (w małym rozmiarze tego bloga) notkę #300 uczcić jakimś tematem specjalnym. Trudno mi było na coś się zdecydować ... aż tu nagle temat spadł mi prosto z Nieba. Jeśli nie dosłownie to poprzez Pośrednika. Ponieważ list nadany należy do adresata, to skorzystam i go tu (za mailową zgodą Nadawcy) obficie zacytuję.
Tekst dotyczy mojej dawnej notki o ulicy Kutnowskiej.
od: Christophorus
data: 2014-02-03 09:48:08
Serdecznie Szanownego Pana pozdrawiam i chciałbym napisać kilka słów ws. Pańskiego artykułu "Ulica Kutnowska", gdyż jest to temat ważny dla mnie ze względów osobistych.
Otóż nazywam się Krzysztof Żywczyński, jestem zakonnikiem - karmelitą bosym, obecnie mieszkam w klasztorze w Lublinie. Jestem synem śp. Michała Żywczyńskiego, którego wspomniał Pan w swoim artykule (mieszkał ze swoim bratem Wojtkiem pod numerem 7). Nawiasem mówiąc, Wojciech Żywczyński żyje jeszcze, ma również syna Krzysztofa, lecz sporo ode mnie starszego.
Na Pańskie wspomnienia trafiłem zupełnie przypadkowo kilka dni temu. Szkoda, że dopiero teraz, gdyż widzę, że tekst o ul. Fundamentowej Kutnowskiej [popr.A] został opublikowany w listopadzie 2011 r., a mój Ojciec, Michał Żywczyński zmarł w październiku 2012 r. Nie miał więc okazji przeczytać Pańskich wspomnień, które, jestem tego pewien, bardzo by go zainteresowały, gdyż opowiadał nieraz z nostalgią o swoich dawnych, warszawskich czasach.
Mój Ojciec ożenił się w 1974 r. i wówczas przeprowadził się do nowego mieszkania, niedaleko od Kutnowskiej, bo na ul. Fundamentową. Na Kutnowskiej natomiast została ich mama, Helena Żywczyńska (zm. w 2003 r.). W 1979 r. mama dostała pracę w Krakowie i cała nasza rodzina przeniosła się do Krakowa. Tutaj jest mój dom rodzinny aż do dzisiaj. Moja mama (żona Michała) żyje jeszcze i mieszka w Krakowie. Tata, jak wspomniałem, zmarł.
Jeśli chodzi o Wojciecha Żywczyńskiego, czyli młodszego brata Michała, to mieszka on nadal w Warszawie (ul. Wysockiego). ... Ma dwójkę dzieci, które mają już własne rodziny. On sam jest schorowanym i żyjącym obecnie samotnie człowiekiem.
Piszę o tym wszystkim, gdyż zbieram materiały biograficzne i wspomnienia o moim Tacie. Mało tych świadectw jest, bo większość tamtej rodziny poumierała. Odkrywam więc coś, co jest jakby nieznanym mi lądem. Różne urywki opowiadań Taty zaczynają mi się składać w całość dopiero dzisiaj. Być może ma Pan jakieś wspomnienia dotyczące mojego Taty lub jego brata, którymi mógłby się ze mną podzielić. Dla mnie cenne byłyby jakiekolwiek wzmianki, obrazki z przeszłości, pozytywne czy negatywne, cokolwiek, co Pan pamięta z tamtych czasów. Byłbym niezmiernie wdzięczny.
List ten trafił mnie mocno. Pokazałem żonie - wzruszyła się do łez. Należy spieszyć się - uczył kiedyś x. Józef Tischner. Warto zostawić jakieś ślady ... chociaż maleńkie. Może ktoś coś w nich dla siebie wynajdzie ... Wielebny Christophorusie pozwolisz, że przejdziemy na Ty, była kiedyś taka kultura w Internecie - a ja za zmianami kulturalnymi nie nadążam.
Jakie mam wspomnienia? Coraz bardziej zamazane. Twój Ojciec, jak pisałem, był w moim wieku, Wojtek był młodszy ale zwykle trzymał sie blisko brata. Imponował nam Michał opowiadaniami o nieznanym nam dalekim Mokotowie. Ja czasem z którymś z rodziców jeździłem "do Warszawy", ale tylko w rejon Marszałkowskiej i Al. Jerozolimskich gdzie zachwycały mnie niesamowite kształty sterczących w górę ruin.
Doskonale pamiętam Twoją Babcię i Babcię Twego Ojca, która szczególnie zajmowała się wnukami, a oni jej byli posłuszni. Mama Twego Ojca pracowała w fabryce przy Ostrobramskiej. Jak już pisałem wychowywała mnie, a chyba nas wszystkich, ulica. To było nasze przedszkole. Do szkół podstawowych poszliśmy innych: Michał na Igańską a ja za swoim bratem na Krypską i drogi nasze się rozeszły.
Przed domem Kutnowska 7 były trzy niezabudowane działki tysiącmetrowe tworzące kwadrat z wyjetą działką domu Pawłowskich - Kutnowska 4. Później zbudowali tam ciepłownię dla nowych bloków. My to miejsce nazywaliśmy "polem". Przecięte były rowami, które mieszkańcy wykopali we wrześniu 1939 aby broniły przed Niemcami. Może brzmi śmieszne ale Grochów bronił się we wrześniu '39 mocno i do samego końca Niemcy przez Grochów nie przeszli. Myśmy te rowy nazywali "okopami" i w nich spędzaliśmy dużo czasu. Często kopiąc je głębiej czasem w bok czasem przykrywaliśmy je od góry deskami i ziemią - to były nasze "bunkry". Ja Niemców nie pamietam, ale w tych zabawach nauczyłem się pierwszych słów po niemiecku: "Hände hoch!"
Zbierało się nas koło domu Kutnowska 7 około 20 chłopaków. Starsi - jak mój brat Jacek bawili się znalezioną bronią, czasem rozbierali jakieś miny. Nam zostawała amunicja, głównie karabinowa i proch - głównie artyleryjski. Po proch chodziliśmy daleko za ulicę Grochowską aż pod tory kolejowe. Z nabojów karabinowych robiliśmy rzutki z piórkiem które opadając spadały na kapiszon do którego umocowany był ostrzem gwóźdź do papy tzw. papiak. Kiedy lotka gwoździem uderzała o płytę chodnika pocisk był wystrzeliwany z łuski. Fajnie strzelał. Często graliśmy w "pikuty", to jest rzucenie na różne sposoby otwartym scyzorykiem w ziemię, była też gra strategiczna w "krajanie ziemi". Malowało się na gruntowej jezdni ulicy Kutnowskiej, w niezarośniętym trawą miejscu, koło podzielone na państwa które mogły ze soba toczyć wojny, wygrywający odkrawał kawałki państwa wroga. Obok tego miejsca gdzie graliśmy przy zarośniętym trawą brzegu ulicy rósł szczaw - surowiec do zupy. Fakt.
Kiedyś, było to na początku lipca 1952, odkopałem na swoim podwórku dwa sprawne pistolety, ukryte przez zmarłego tragicznie w 1948 mojego stryjecznego brata mającego staż bojowy w wileńskim AK w operacji Ostra Brama i zsyłkę potem do Rosji. Po tym odkryciu zawołałem na konsultacje Michała. Ale akurat krzyknęła na niego Babcia i pobiegł do domu. Zostałem wtedy z tym odkryciem sam. Zrobiliśmy potem konspirę z moim bratem i Tomkiem spod 11. Myślę, że odkrywanie takich rzeczy nie było rzadkością. W wieku 7-10 lat dużo strzelaliśmy z łuków, robiliśmy też latawce. Naśladując Zatopka urządzaliśmy biegi "na wytrzymałość" kto dalej dobiegnie w prostokącie sąsiednich ulic.
Na to pole przed domem Kutnowska 7 latem w niedziele jego mieszkanki wynosiły leżaki dla kąpieli słonecznych. Pamiętam, że tam bywała Twoja Babcia, kiedyś z leżaka rozmawiała ze mną o życiu.
Rowerów dziecięcych wtedy nie było ale błyszczał zręcznością Twój stryj Wojtek, kiedy nauczył się jeździć na dużym męskim rowerze pedałując "pod ramą". Chodziliśmy do różnych szkół więc kontaktów szkolnych nie mieliśmy. W Niemczech jest Adam Himmel, który mieszkał "pod 7" nad Żywczyńskimi. Privem podeślę Ci kontakt do jego żony na Facebook'u. Adam wie o Michale na pewno więcej niż ja. W późniejszych latach spotykaliśmy się coraz rzadziej. Każdy poszedł gdzieś w swoją stronę. A jak nastała telewizja - to kontakty sąsiedzkie całkiem zamarły. Czasem pogadać możne było na przypadkowym spotkaniu ... gdzieś w tramwaju.
Proszę serdecznie pozdrowić Mamę i stryja Wojciecha od nieco starszego sąsiada z Kutnowskiej 10, co miał starszego brata - Jacka i ma młodszą siostrę Ewę :).