9 maja 1945 miałem cztery lata i kilka miesięcy. Zapamiętałem ten dzień dobrze.
Wcześniej, po Powstaniu, które w całości przeżyliśmy w piwnicy domu Złota 36 wygnali nas Niemcy na zachód. Zatrzymaliśmy się u wujostwa mamy, u Miśkiewiczów, w Milanówku, który był wtedy "podziemną stolicą Polski". Ojca "naziści" zabrali stamtąd do obozu, z którego wrócił po ucieczce Niemców. W międzyczasie mama pomaszerowała pieszo do Warszawy po skutej lodem Wiśle i stwierdziła, że dom na Grochowie, gdzie mieszkaliśmy przed Powstaniem ocalał. 26. stycznia 1945, za 2 litry spirytusu, żołnierze (Polacy) podwieźli nas ciężarówką na Grochów do Wiatracznej, skąd kilometr pieszo było do naszego domu przy Kutnowskiej 10.
Na widok domu mój 4 lata starszy brat ucieszył się wtedy bardzo, ja tego domu nie pamiętałem. Dom stoi do dziś. Zobaczyliśmy wtedy Dom widoczny tak jak na tej fotografii.
Szczęśliwie ocalały dom wśród żywej roślinności był przez wiele lat powojennych dla rodziny i znajomych mieszkających wtedy w zburzonej doszczętnie Warszawie dobrym miejscem dla oddechu. Gości nam nigdy nie brakowało.
Radość z zakończenia wojny pierwszy raz widziałem podczas Rezurekcji 1.kwietnia 1945. almanzor.salon24.pl/406580
9 maja 1945 zapamiętałem wielki pokaz ogni sztucznych wzdłuż Wisły od Czerniakowa do Bielan i bijacych w niebo reflektorów przeciwlotniczych. Niebo rozbłysło wzdłuż całego horyzontu. Zebraliśmy się ciasno na widocznym balkonie I piętra i przez wiele godzin oglądaliśmy to widowisko. Byłem zadowolony, że nie każą mi iść spać :)
A widać wtedy było dobrze bo od Grochowa aż do Wisły nie było żadnych zasłaniających budynków. Horyzont tworzyła zaniebieszczona z racji odległości panorama ruin Warszawy, który był dla mnie najpiękniejszym widokiem z dzieciństwa. Nota bene uwielbiałem przyglądać się gruzom w mieście i rozbitym domom kiedy rodzice brali mnie ze sobą do Śródmieścia.
Komentarze