22 sierpnia 1944 roku w ataku ze Starego Miasta na Dworzec Gdański poległ mój wujek, Stanisław Sadkowski, ps "Czarny" plutonowy podchorąży, dowódca drużyny w II plutonie (szturmowym) kompanii „Maciek” batalionu „Zośka”. Miał lat 19.
Pozwolę sobie zacytować obszernie Witka, jednego z najlepiej znających historię i losy Powstania Warszawskiego Polaków, który w napisanej tu 6 lat temu notce tu pisał.
Kiedy w sierpniu 1944 otoczone w dobrze ufortyfikowanych i uzbrojonych punktach miasta grupy niemieckiego wojska oczekiwały odsieczy ...
..., która nadeszła szybko pod dowództwem Reinefartha i von dem Bacha, ale poza odblokowaniem jednej arterii komunikacyjnej, nie była w stanie szybko uśmierzyć buntu Polaków. Ci bronili się wręcz fanatycznie, uzupełniając brak uzbrojenia, amunicji i wyszkolenia żarliwością, sprytem i pogardą śmierci. Umocnili się w trudno dostępnej, ciasto zabudowanej dzielnicy położonej na skarpie wiślanej, gromadząc tam swoje najlepsze oddziały Kedywu – baony „Zośka”, „Parasol”, „Miotła” i inne. Kontrolowali jeszcze inne izolowane od siebie dzielnice miasta – Śródmieście, Mokotów i Żoliborz, ale właśnie zdobycie Starówki miało mieć dla Bitwy o Warszawę decydujące znaczenie.
Dostrzegł to dowódca niemiecki generał SS i Polizei von dem Bach (dzięki swemu mądremu szefowi sztabu mjr Fisherowi), zlekceważył polski dowódca Powstania pułkownik Monter- Chruściel (nawet nie pamiętał kto był jego szefem sztabu, a jest to funnkcja niemal tak ważna jak sam Wódz!). Oczywiście to nie jedyny wielki błąd jaki popełnił on i jego zwierzchnik generał Bór Komorowski jeszcze przed 31 lipca * i po Godzinie W ** (1 sierpnia 1944), natomiast była to już ostatnia pomyłka nie do naprawienia. Niedostrzeżenie w porę znaczenia utrzymania Starówki zarzutowało końcowo na wynik walk w stolicy.
Pułkownik Monter zorientował się w tym dopiero około 20-ego sierpnia, kiedy obrońcy Starego Miasta byli już zdziesiątkowani nieustannymi nalotami Sztukasów i zmordowani ciągle powtarzającymi się uporczywymi atakami kompanii karnych Dirlewangera, odpieranymi krwawo, jednak napastnicy niczym cyborgi szli cały czas naprzód, inteligentnie zmieniając taktykę i sposoby uderzeń. Oprócz „żywych tarcz” czyli pędzenia kobiet i dzieci, nierzadko przywiązanych do czołgów, jak na średniowiecznych rycinach, używali podkopów do wysadzeń niezdobywalnych placówek, podpaleń, zaskakujących nocnych wypadów itp. W wyniku tego wszystkiego upadek tej samoistnej „twierdzy” stał się kwestią czasu nawet dla dowództwa AK. Jedynym wyjściem było przyjście jej na odsiecz z mniej nękanej, będącej w lepszym położeniu dzielnicy Żoliborz, który był oddalony jedynie kilkusetmetrowym płaskim, niezabudowanym pasem ziemi pośrodku której biegły tory kolejowe i znajdowały się zabudowania Dworca Gdańskiego. Niemcy domyślając się znaczenie tego terenu umocnili go siecią bunkrów i umocnień z bronią maszynową i moździerzami. Zapewnili sobie wsparcie pociągu pancernego.
Żoliborz był od początku Powstania dzielnicą najmniej nękaną przez szkopów, dzieliła go od naszpikowanej partyzantami Puszczy Kampinoskiej jedynie przyjazna Polakom węgierska dywizja, więc miał stosunkowo (jak na warunki PW) dobrze uzbrojone oddziały pochodzące z ochotniczego zaciągu okolicznych miasteczek i wsi. W nich tez upatrywali szansy dowódcy pierwszego i drugiego natarcia na Dworzec Gdański. Po krwawym fiasku pierwszego z nocy 20 na 21 sierpnia, ze Starówki na Żoliborz przybył doświadczony w boju miejskim oddział por. Trzaski z baonu „Miotła” i jedyny generał piechoty obecny w Warszawie – „Grzegorz” Pełczyński dla ulepszenia dowodzenia szwankującego wyraźnie w pierwszym ataku prowadzonym przez dowódcę Grupy Kampinos mjra „Okonia”.
Dla wsparcia ataku z Żoliborza zaplanowano na 3:10 równoczesne uderzenia doborowymi oddziałami ze Starówki – baonem „Zośka” i kompanią AL kpt. „Hiszpana” (weterana wojny domowej 1936-39), aby wziąć szkopów „w dwa ognie”. Była to ostatnia szansa Polaków na rozstrzygnięcie Bitwy o Warszawę siłami krajowymi, w razie niepowodzenia zostawała tylko kapitulacja lub oczekiwanie jedynej możliwej odsieczy czyli „czerwonej zarazy”… W tym ataku na Dworzec Gdański brał udział brat mojej Mamy,
Stanisław Sadkowski
Na zdjęciu wujek Staś stoi ze mną w ogródku domu przy Kutnowskiej. Na ścianie widać ślady ostrzału z września 1939.
Stanisław, najmłodszy brat Hanny i Zbigniewa, urodzony 6 lutego 1925, podczas okupacji ukończył średnią szkołę techniczną, a w maju 1944 podchorążówkę Armii Krajowej Wojska Polskiego.
Na zdjęciu promowany na stopień plutonowy podchorąży „Czarny” (Stanisław Sadkowski) stoi piąty w pierwszym szeregu. Podczas Powstania został dowódcą drużyny w II plutonie (szturmowym) kompanii „Maciek” batalionu „Zośka”.
Stanisław Sadkowski poległ podczas Powstania w dziennym ataku na Dworzec Gdański 22. sierpnia 1944. Odznaczony Krzyżem Walecznych, który nie mógł już zostać wręczony.
Chociaż hasłowe informacje o nim są w wielu miejscach dotyczących Powstania i batalionu Zośka, to w literaturze znalazłem o wujku Stasiu tylko kilka zdań. Są w napisanym w 1945 a wydanym w 1988 roku tomie wspomnień żołnierzy batalionu „Zośka”.
Natarcie na Dworzec Gdański
Kronika
(Autor SYNON - Kompania „Maciek”, pluton II - Wojciech Szymanowski)
22.VIII.44 .... Wieczorem znów rusza natarcie na Dworzec Gdański. Duże nasze straty .... (Rozkaz dzienny L.12 „Broda 33” z dnia 23 sierpnia)
Z kaplicy wyrusza pod dowództwem Czarnego patrol rozpoznawczy. Przytuleni do muru, dochodzą do narożnej barykady (Bonifraterska, Muranowska, Konwiktorska). Huk granatów, serie pistoletów maszynowych, znów granaty - cisza. Szkopi opanowali już barykadę (po odejściu naszego patrolu opuścili ją), rozpoznanie zrobione - patrol wraca. Widzimy ich biegnących w stronę kaplicy. Pierwszy wpada Technik. Czarny zabity.
Zrywam się do drzwi i szukam wzrokiem Czarnego. Leży na ulicy sto metrów od nas i ... rusza się. Spoglądam w oczy Skalskiego.
- Idź!
Skaczę przez ulicę, za mną Kazik i biegniemy w stronę Czarnego. Z daleka już widzę jego ruchy, ostatkiem przytomności i sił próbuje czołgać się w naszą stronę - do swoich. Gdy dobiegam do niego, ma jeszcze tyle siły, aby wyszeptać:
-To dobrze …
Ostatnim wysiłkiem wyciągnął do mnie rękę i ... zwisł bezwładnie w mych ramionach. Oddałem Czarnego pod opiekę Ewie, koledzy zanieśli go dalej do punktu sanitarnego. Umarł kilkanaście minut później.
Pamiętnik napisany w 1945 (znaczny skrót)
Sanitariuszka „Ewa” poległa kilka dni później....
Stanisław Sadkowski został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Walecznych. Miejsce pochowania nieznane. Prawdopodobnie po wojnie został ekshumowany wraz z ciałami walczących wtedy na tym odcinku żołnierzy Armii Ludowej i pochowany w ich kwaterze na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach jako jeden z kilku N.N. Jest to kilkadziesiąt kroków od licznie odwiedzanej ściany poległych Batalionu Zośka, na której umieszczone jest Jego nazwisko. Bywając na cmentarzu nieraz pod którymś z grobów oznaczonych N.N. na kwaterze żołnierzy Armii Ludowej zostawiam kwiatek.
Krzyża Walecznych nie ma. Od weteranów batalionu Zośka Hanna Kobylińska, siostra poległego, dostała tę oto odznakę, jakby nawiązującą do propozycji dowódcy Powstania Wielkopolskiego generała Dowbor - Muśnickiego aby matkom poległych Powstańców nadawać odznaki wojskowe. Więcej ... w książce "Honor i Ojczyzna", na razie, dopóki nie znajdę księgarni gotowej rozprowadzać tę książkę, dostępnej tylko u mnie.