Latem 2011, wraz z moim bratankiem i jego rodziną, spróbowaliśmy odnaleźć dwie, niejako rodzinne, piszczałki.
Kiedy podczas okupacji był wyposażany zbudowany kilka lat wcześniej nasz kościół parafialny na Grochowie przy Placu Szembeka, ówczesny proboszcz, ksiądz kanonik Jan Sztuka, zaapelował do parafian o fundowanie piszczałek w nowo budowanych organach. Moi rodzice, ufundowali wówczas dwie piszczałki, na których zostały wygrawerowane imiona ich synów starszego "Jacek" i młodszego "Wiktor". Opowiadał mi o tym Ojciec, nigdy jednak tych piszczałek nie widzieliśmy.
Przy Placu Szembeka na Grochowie, w Warszawie kilka lat przed wojną erygowano kościół parafialny.
Oglądając się do tyłu widać kilkanaście piszczałek kościelnych organów
W ostatnią niedzielę sierpnia 2011 tam poszliśmy. Za zgodą księdza proboszcza, pomiędzy nabożeństwami, kręconymi schodami udaliśmy się na poszukiwania.
Z bliska organy wyglądają okazale
Jednak dopiero wszedłszy do ich wnętra widać rozmaitość instrumentów
Jest tam las piszczałek przeróżnych wielkości
Od widocznych z zewnątrz piszczłek wielkości dwóch ludzi do maleńkich jak końcówka pióra
Stoją wyspami, grupami, rzędami ...
Szukaliśmy podpisów, grawerowanych dedykacji. Niestety poza wyciśniętymi ich muzycznymi symbolami nie znaleźliśmy na piszczałkach żadnych napisów. Nic. Ani na tych olbrzymich piszczałkach - ani na tycich.
Pan organista nas zmartwił. Od roku 2000 trwa wymiana elementów muzycznych. Piszczałki są stopniowo wymieniane. Wszystkie okazałe zostały wymienione na początku. Szkoda, że na tę wyprawę nie wybraliśmy się wcześniej.
Plac przed budynkiem kościoła jest teraz rewilitalizowany. Poprawia się jego wygląd. Ksiądz proboszcz, do którego zgłosiliśmy się z podziękowaniem za umożliwienie obejrzenia organów nieco się martwił, że budynku kościelnego te miejskie prace nie dotyczą. Rewitalizacja zatrzymała się przed parkanem. Skoda, bo przecież kościół jest Placu Szembeka chyba nie mniejszym walorem i ozdobą Grochowa niż jego chodniki, alejki i krawężniki.
Po zwiedzeniu kościła wpadliśmy do Kowalskiego na kawę z ciastkiem. Ja wracając sfotografowałem jeszcze ulicę Kutnowską, ale to będzie następna historia (j48-595)
Komentarze