Witam.
Od kilku dni szukam weny, żeby wrócić do ważnego tematu. Szukałem tej weny u blogerów, u Nurniego, potem u Ellenai. Wojtek i Maryla nie odebrali telefonu. Do Sówki55 kontaktu nie miałem.
Są takie chwile, kiedy warto wyjść z otaczającego nas zgiełku i zadumać się nad tym z czego wyrastamy. Rok temu, w końcu lipca, przypadkiem, obejrzałem w nocnym programie telewizji TRWAM rozmowę z profesorem Janem Zielińskim i doktorem Wojdą z wolskiego szpitala przy Płockiej oraz z panem Maciejem Grączewskim, którego Ojca wraz z około 50 tysiącami mieszkańców Woli żołnierze niemieccy zamordowali w pierwszych dniach sierpnia 1944.
Wśród zgładzonych w tej największej masowej zbrodni nowożytnej Europy Niemcy z wyrachowaniem nie tylko rozstrzeliwali mężczyzn zdolnych do noszenia broni ale również kobiety, starców i dzieci. Ilustracją stopnia zwyrodnienia żołnierzy armii niemieckiej i nimi dowodzących oficerów i generałów, jest zachowanie regularnych oddziałów armii wobec dyrekcji szpitala, lekarzy, chorych, szpitalnego kapelana, personelu medycznego, studentów medycyny i okolicznych mieszkańców, którzy szukali schronienia w miejscu chronionym podpisaną przez Niemcy konwencją genewską.
Do dziś miejscowa ludność i pracownicy szpitala wolskiego 5. sierpnia w rocznicę jej rozpoczęcia czczą pamięć Zagłady 50 tysięcy mieszkańców Woli w skromnym miejscu przy Górczewskiej pomiędzy wiaduktem kolejowym, obecną Aleją Prymasa Tysiąclecia i niedawno zbudowanym na ludzkich prochach szpetnym agresywnie się reklamującym „salonem” samochodowym.
Salon samochodowy i jego ekspozycję - parking, zbudowano w miejscu, z którego żołnierze niemieccy z broni maszynowej rozstrzelali masowo wiele tysięcy ludzi, których ciała poprzekładane warstwami drewna nasączonego materiałem palnym tutaj skremowano. Po wojnie, na podstawie objętości zebranych w tym miejscu popiołów ludzkich, oszacowano liczbę w tym tylko miejscu skremowanych na 12000. Jeszcze dzisiaj wystarczy palcami rozgrzebać glebę, żeby znaleźć pamiątkę z tamtych lat. Wojtek odnalazł nadpalony klucz, mnie się udało znaleźć tam kawałek stopionego szkiełka - jakby pół soczewki z okularów.
Pisałem sporo o tym rok temu.
W czwartek, 5.sierpnia 2010 dokładnie w 66. rocznicę rozpoczęcia Zagłady Woli, o 17. przybyłem pod Krzyż, który w miejscu usuniętego podczas przebudowy węzła komunikacyjnego ufundowali w 2004 roku pracownicy tego pamiętnego wolskiego szpitala z ulicy Płockiej. Wśród kilkunastu osób był tam Wojtek i pan Adamusik, który przeżył egzekucję 5. sierpnia 1944 leżąc pod stosem ciał trzymając za rękę zamordowaną Matkę. Jego relację można przeczytać w portalu Wola44.
Większość, spośród obecnych, to chyba Ci co byli w okolicy tego miejsca w sierpniu 1944.
Wojtek filmował właśnie kolejną relacje z wolskiego sierpnia'44.
Kiedy doszedłem zwijali właśnie nagłośnienie, bo chwilę przedtem byli tu zastępca Burmistrza i przewodniczący Grupy Kombatantów przy Burmistrzu . Wygłosili krótkie mowy i popędzili na uroczystość "państwową" na Leszno. Z relacji Wojtka domniemywam, że urzędnikowi nieco pomyliły się w przemówieniu wydarzenia wokół tego miejsca na Woli w '44 z filmem Polskie Drogi.
Leżały już dwa wieńce, od Burmistrza i urzędu dzielnicy Wola oraz od zespołu Kombatantów przy Burmistrzu. Wieńca od pani Prezydent Warszawy tego roku nie było.
Marylu, czy to Ty w zeszłym roku spowodowałaś, że Urząd Miasta położył tu wieniec od p. Prezydent? Czy co roku trzeba IM o tym miejscu przypominać?
Na 18. pojechałem do kościoła Św. Wojciecha. Przedtem u zbiegu Leszna i Wolskiej, zobaczyłem przygotowania do odbywającej się w tym samym czasie uroczystości „urzędowej” z udziałem umundurowanej policji, straży miejskiej i żołnierzy.
Nabożeństwo w kościele św. Wojciecha za pomordowanych odprawił w tym roku x. Powierza.
Wymieniliśmy tam z profesorem Zielińskim z wolskiego szpitala, społecznego organizatora tej uroczystości - Znak Pokoju :)
Warto pokazać propagandowe fotografie z sierpnia 1944, jakie w tym miejscu wykonał reporter Leher z Wehrmachtu. Kościół w sierpniu'44 był „obozem przejściowym”. Na fotografii niemieckiej propagandy widać jakoby dla swoich śmiertelnych wrogów – polskiej matki i jej dziecka, polskiego niemowlęcia - Niemcy przygotowali tam czystą pościel z poduszka i schludne przestronne miejsce noclegowe.
W relacjach ludzi tu przetrzymywanych wyglądało to trochę inaczej. Pan Kicman (p. relacja w portalu Wola44) zapamiętał z tego miejsca nie tylko własne przerażenia ale również straszny smród, bo przedsionek kościoła był wypełniony fekaliami i uryną. Ludziom zgromadzonym wewnątrz pod groźbą śmierci nie wolno było wyjść z kościelnego budynku. Gwałty i morderstwa wyciąganych na zewnątrz młodych kobiet miały miejsce tuż pod murem kościoła. „Porządku” pilnował z kościelnej ambony uzbrojony w pistolet maszynowy żołnierz. Na ołtarzu operowano rannych.
Propaganda niemiecka zadbała, żeby miejsce kaźni "udokumentować" jako "ochronkę" dla swych wrogów.
Fotografia pokazuje technikę niemieckiej propagandy. Młody człowiek idzie z podniesionymi rękoma. W kadrze nie widać żołnierza z karabinem, który go do tego namówił zapewne pierwszym poznanym przez Almanzora w dzieciństwie niemieckim idiomem „Hände hoch!”.
"Na szczęście" dni poprzedzające 5. sierpnia 1944 były tamtego roku bardzo chłodne. Wypędzani mieszkańcy Woli wkładali na siebie ciepłe ubrania. Dla tych co przeżyli w wypędzenie było to bezcenne, bo musieli w tym, w co się ubrali wychodząc wtedy z domów lub piwnic spędzić mroźną bardzo zimę i doczekać (jak rodzina Almanzora) co najmniej do ucieczki Niemców z Warszawy w styczniu 1945.
Po nabożeństwie około150 osób z kościoła św. Wojciecha pomaszerowało w pielgrzymce z biało - czerwonym sztandarem pod Krzyż. Na czele grupy szedł x.Powierza i profesor Jan Zieliński.
Po modlitwie przy Krzyżu odśpiewaliśmy "Jeszcze Polska Nie Zginęła" i "Boże coś Polskę"
Rzecznik Praw Obywatelskich, dr Kochanowski podczas spotkania w zeszłym roku obiecał, że na tegoroczną uroczystość przy Krzyżu przybędzie tu razem z Prezydentem Kaczyńskim. Spoglądali na nas zapewne z góry. :)
W tym samym czasie uroczystości dzielnicy Wola z udziałem wojska, straży miejskiej i policji odbywały się koło pomnika na Lesznie.
Szanowny Panie Burmistrzu Andruk! Dlaczego nie skorzystał Pan z naszej rady, kiedy podczas spotkania 6.kwietnia sugerowaliśmy, aby tegoroczne uroczystości urządził Pan właśnie tutaj, w miejscu największej komasacji największej masowej zbrodni nowoczesnej Europy? Byłaby to okazje do pouczającego kontaktu pokoleń Polaków, generacji, która ma w pamięci wydarzenia wojenne w Warszawie, która tradycyjnie zbiera się przy tym Krzyżu z generacją najmłodszą szukająca korzeni polskości w paradzie z Kompanią Honorową Wojska Polskiego i z udziałem stołecznych władz.
Byłaby to dobra okazja aby pokazać Polakom ku przestrodze, jak z głupoty albo za łapówki, opłacani z naszych podatków, działający w Warszawie urzędnicy, w naszych czasach dopuszczają się do łamania podstaw polskiej Konstytucji, przez profanację komercyjną szpetotą miejsca, które mamy obowiązek wszyscy otaczać należną czcią.
Dostałem plik dokumentów od RPO z odpowiedziami Burmistrza Woli i Zarządu Dróg Miejskich na pismo RPO ze stycznia tego roku indagujące warszawskie urzędy w tej sprawie. Ciekawy to materiał. Kopie dokumentów są kiepskiej jakości. Spróbuję ich widoczność trochę poprawić i wtedy o ich zawartości napisać.
pozdrawiam