Narażę się zapewne niektórym Czytelnikom S24 gdy stwierdzę, że raport Millera jest wykonany rzetelnie i profesjonalnie. W zasadniczych tezach zdecydowanie różni się od raportu MAK. Z pewną dozą satysfakcji kolejny raz zauważam, że kilka wątków raportu Millera niemal w 100% pokrywa się z tym, co na temat katastrofy smoleńskiej publikował na portalu Salon24.pl niejaki Almanzor.
Prognozy pogody
Raport Millera wykazuje, że dokumentacja lotniczo-meteorologiczna przekazana załodze przed startem z Warszawy była dla rejonu lotniska docelowego i lotnisk zapasowych dokładniejsza niż posiadana przez lotnicze służby rosyjskie w Smoleńsku, Twerze i w Moskwie. Komunikaty meteo jakie otrzymała załoga tupolewa przed odlotem a tym bardziej prognozy rosyjskie w momencie startu tupolewa z Warszawy nie wskazywały na utrudnienia pogodowe w rejonie lotniska docelowego.
Nie mogę nie uszanować komisji Millera skoro odnośnie pochodzenia mgły smoleńskiej i opisu fizycznych jej przyczyny rozwinęła treść moich notek w Salonie 24
:o)
z 20. kwietnia '10
zamach-pod-smolenskiem-hipoteza-sztucznej-mgly
i z 22. kwietnia '10
falsyfikacja-hipotezy-sztucznej-mgly
z 10. lipca '10
obciach-polskiej-prokuratury
z 13. lipca '10
skad-sie-wziela-mgla
Mgła rozciągająca się na obszarze kilku tysięcy kilometrów kwadratowych swoim północnym brzegiem dotykała regionu smoleńskiego lotniska. Zdjęcie satelitarne pokazuje, że składała się z obłoków poprzedzielanych obszarami lepszej widoczności. Meteorolog lotniska określał ją jako „falującą”. Pomiędzy obłokami mgły widzialność przekraczała wymagane 1000 metrów. Była duża szansa, że lądujący samolot w taką przerwę trafi.
Zezwolenie kontrolera smoleńskiego lotniska na dokonania próby lądowania w warunkach pogodowych jakie zaistniały w rejonie Smoleńska pod warunkiem uzależnienia ostatecznej decyzji możliwością zobaczenia z wysokości 100 metrów świateł reflektorów oznaczających próg pasa była słuszna. Raport MAK jej nie kwestionuje. Różnica między tezami raportu MAK i raportu Millera jest niewielka.
Raport MAK, bez podania jakiegokolwiek materialnego dowodu, twierdzi że dowódca samolotu bez informowania o tym kogokolwiek podchodząc do czwartego zakrętu ze strachu przed siedzącym z tyłu nietrzeźwym generałem i naciskami nic nie przekazującego załodze Pierwszego Pasażera postanowił niezgodnie z poprzednio wydaną przez siebie decyzją nikogo o tym nie informując, lądować albo zejść samowolnie poniżej wysokości decyzji.
Raport komisji Millera przyczynę katastrofy widzi w niedokładności manewrowania samolotem podczas schodzenia „po kursie i ścieżce” a w szczególności w nieskutecznym użyciu przez pilotów awaryjnych przycisków „uchod” niemniej praktycznie kwestię ustalenia faktycznej przyczyny katastrofy pozostawia otwartą.
Nie było żadnych „nacisków”
Raport komisji Millera zaprzeczył wielu fałszom o zdarzeniach poprzedzających rozbicie samolotu. Udowodnił, że żadnych nacisków któregokolwiek z pasażerów na decyzje dowódcy samolotu nie było. Wykazano, że dowódca samolotu podejmował wszystkie decyzje samodzielnie uzależniając je jedynie od kolejnych zezwoleń kierownika lądowania w Smoleńsku. W kontaktach dowódcy samolotu z załogą i pasażerami zawsze dowódca informował o podjętych przez siebie decyzjach a nigdy nie było odwrotnie. Kontakty dowódcy samolotu z pasażerami odnośnie utrudnień w lądowaniu wystąpiły już po podjęciu przez kapitana Protasiuka na podstawie zezwolenia podpułkownika Plusnina - smoleńskiego kontrolera lądowania - decyzji zejścia do wysokości 100 metrów i w zależności od widzialności, którą stwierdzi kontrola lądowania oraz ze 100 metrów dowódca samolotu, podejścia do lądowania albo odejście na drugi krąg.
Akcji ratownicza po katastrofie
Na podstawie raportu MAK można stwierdzić, że nawet gdyby ktoś z pasażerów tę katastrofę przeżył, to szanse uratowania życia miał niewielkie, bo na lotnisku Smoleńsk Północny ze służb sanitarnych był lekarz dyżurny (felczer) a pierwszy zespół ratownictwa medycznego przybył na miejsce zdarzenia o godz. 6:58 GMT (17 min po zaistnieniu wypadku lotniczego) natomiast siedem zespołów pogotowia ratunkowego przybyło na miejsce wypadku po 29 minutach od rozbicia samolotu.
Obiektywizm Komisji Millera
Komisja Millera - w przeciwieństwie do zespołu MAK - przeprowadziła kompletną analizę zdarzeń traktując równorzędnie czynniki zabezpieczające poprawność lotu i bezpieczeństwa samolotu, działanie jego urządzeń i ludzi odpowiedzialnych za przygotowanie i przebieg lotu oraz lotnisko, działanie jego urządzeń i odpowiedzialnych ludzi za jego przygotowanie i przebieg kierowania lądowaniem.
Komisja Millera wykazała wiele zaniedbań po stronie polskiej zwiększających ryzyko tego lotu - co było szeroko komentowane zarówno w Polsce jak i w Rosji - ale również wskazała na liczne błędy strony rosyjskiej, których zbadania MAK zaniedbał.
Raport komisji Millera różni się również od licznych wypowiedzi Edmunda Klicha – polskiego przedstawiciela akredytowanego przy MAK, który na przykład fałszywie informował że smoleńskie lotnisko w dniu katastrofy było nieczynne, że na nim nie można było lądować "od wschodu". Z dokumentów które przytacza raport komisji Millera wynika, że w dniach 7 i 10 kwietnia 2010 smoleńskie lotnisko było czynne i calkowicie sprawne oraz miało odpowiednie rosyjskie uprawnienia. Ponadto lądowanie mogło się odbywać z obu stron pasa wschodniej i zachodniej chociaż, ze względu na ulokowanie tego dnia rano obsługi radiostacji prowadzących, lądowanie od wschodu miało mniej ograniczeń i właśnie od wschodu samolot został doprowadzony, aczkolwiek ze względu na kierunek wiatru a przede wszystkim ukształtowanie terenu lądowanie od strony zachodniej lądowanie byłoby bardziej bezpieczne.
Podsumowanie
Wbrew pozorom ocena działań dowódcy samolotu przez raport MAK i raport Millera są podobne. MAK stwierdził, że decyzje dowódcy były słuszne aż do wejścia w czwarty zakręt podczas którego dowódca miał rzekomo ulec naciskom i bez informowanie kogokolwiek podjąć decyzję o złamaniu ustalenia z kontrolerem lądowania o wysokości decyzji 100m i chciał lądować za wszelką cenę.
Nie potwierdza tego oparty na rozsądnie zbudowanym modelu zdarzeń raport Millera. Obala on wszystkie mity o rzekomych „naciskach” i stwierdza że techniczną przyczyną katastrofy były zdarzenia, które wystąpiły dopiero podczas lotu „na kursie i ścieżce” na ostatniej prostej po przekroczeniu przez samolot punktu odległego 10km od progu pasa lotniska. Jako przyczynę katastrofy raport Millera podaje, że przyciski „uchod”, w Tu-154, które użyli prawdopodobnie obaj piloci dla zainicjowania odejścia nie funkcjonują w tym samolocie w locie automatycznym ale tylko w sterowaniu ręcznym. Jest to zdumiewające. Nie wyobrażam sobie, żeby Tupolew i jego biuro konstruując samolot nie zadbało o podstawową zasadę lotniczą „fail safe” nakazującą żeby w każdej sytuacji, w szczególności podczas automatycznego podchodzenia do lądowania samolot reagował bezpiecznie.
Komisja Millera porównała wyniki otrzymane z modelu ze zdarzeniami zarejestrowanymi przez rejestratory pokładowe, z danymi opublikowanymi przez MAK i zeznaniami oraz dokumentacją świadków i śladami w miejscu zdarzenia.
Czy raport Millera wyjaśnia wszystkie zarejestrowane fakty? Chyba nie. Ale podaje sporo danych pozwalających na ich wyjaśnienie.
C.D.N. ekstra-antoni-macierewicz-sladem-almanzora